Kończy się powoli czas zgłoszeń złowionych okazów w minionym roku. Relację ze swojego połowu a zarazem zgłoszenie do konkursu na Rybę Roku nadesłał Sebastian Rej. - 26 kwietnia wybrałem się wspólnie z kolegą Mariuszem Drogosiem nad Odrę aby połowić białoryb za pomocą feeder'ów na nowo odkrytej miejscówce - relacjonuje wędkarz -
Już od samego świtu było widać, że będzie to bardzo upalny dzień, mimo końcówki kwietnia.
Po zniesieniu ze stromej skarpy całego sprzętu, w pierwszej kolejności przystępuję do rozłożenia moich dwóch gruntowych wędzisk - lżejszego o ciężarze wyrzutowym do 40 gramów i nieco cięższego do 60 gramów. Do obu koszyczków zanętowych wędruje ziemia z kretowiska z dodatkiem kukurydzy, a na haczyki po dwa ziarna tego samego smakołyku. Mocniejsze wędzisko zarzucam pod warkocz na jego styku z basenem gdzie jest nieco większy uciąg, drugie natomiast na środek basenu między ostrogami. Gdy kolega zarzuca też swoje zestawy, nie pozostaje nic innego jak wygodnie rozsiąść się na wędkarskim krzesełku i oddać relaksacji.
Ucinamy sobie z kolegą pogawędkę na przeróżne tematy i wymieniamy wędkarskie spostrzeżenia, które co chwilę przerywa nam delikatne drganie szczytówek naszych feederów. To poranne żerowanie wygłodniałej drobnicy. Na przemian jeden i drugi, holujemy niewielkie płocie i krąpie, gustujące w wydawałoby się tak selektywnej przynęcie jaką są dwa ziarna kukurydzy. Ledwo zdążymy ponownie usiąść, a już szczytówka feedera ponownie drga. Niewielkich rozmiarów białoryb nie pozwala nam się zbytnio nudzić i szybko upływają kolejne godziny nad rzeką.
Pogoda zaczyna się dynamicznie zmieniać i na bezchmurnym jeszcze kilka godzin temu niebie, pojawia się co raz więcej chmur w stalowym odcieniu. Nawet zastanawiamy się, czy aby nie zwiastuje to nadciągającego deszczu. Chcąc się upewnić, że nie zaskoczy nas nagła ulewa, postanawiam sprawdzić w internecie prognozę pogody na najbliższe godziny. Zerkając na ekran mojego smartfona chcąc zweryfikować nasze obawy, widzę również że zbliża się południe gdy nagle słyszę słowa kolegi: "zobacz jakie masz branie !". Rzeczywiście żółta szczytówka feedera zarzuconego pod warkocz kilka razy mocno ugina się. Już wiem, że nie będzie to mała ryba. Szybko podnoszę się z krzesełka, podchodzę do wędki i delikatnie docinam, gdyż praktycznie ryba już "siedzi" i.... jakbym był w zaczepie. Zaczynam więc "pompować" wędką. Jeden raz, drugi, trzeci aż wreszcie czuję że na drugim końcu faktycznie znajduje się spora ryba, która zaczyna schodzić z nurtem.
Aby jej na to nie pozwolić, podkręcam hamulec kołowrotka i zmuszony jestem holować nieco bardziej siłowo. Kilka następujących po sobie pompowań i rybę udaje mi się wyciągnąć z głównego nurtu w basen. Gdy już wydaje mi się, że hol w spokojnym miejscu to będzie prościzna, ryba zaczyna zmierzać w kierunku rogu basenu gdzie jak ostrzega mnie kolega znajdują się zdrewniałe pozostałości faszyny. Jakby tego było mało uparcie podążając w zaczepy, zaczyna wchodzić w zestawy kolegi. By dodatkowo nie splątać naszych żyłek, holując zmuszony jestem do wędkarskiej ekwilibrystyki, przekładam swoją wędkę i pochylony przechodzę najpierw pod jednym, a potem pod drugim stojącym na podpórce feederem i staram się uniemożliwić rybie wpłynąć w faszynę co chwilę kontrując wędziskiem to w prawo, to w lewo. Gdy tylko udaje mi się odciągnać rybę na metr, dwa ona z powrotem podąża w kierunku zaczepów. Na szczęście elastyczne wędzisko przy podkręconym hamulcu nie pozwala podczas ostrego holu na zerwanie przyponu. Mimo, że hol odbywa się praktycznie pod samymi nogami, dopiero po którymś z kolei odjeździe i skróceniu żyłki widzę z czym mam do czynienia. To okazały, gruby kleń. Hol trwa dobre kilka minut, a on jeszcze nie jest zmęczony. Kolega już czeka z podbierakiem na długiej sztycy, ale zauważa również że ryba wisi za "skórkę" w kąciku pyszczka. Wówczas moje emocje siegają zenitu. Nie dopuszczam do siebie myśli, że może się nie udać. Kleń jakby czytając w moich myślach ponownie próbuje wbić się w faszynę. Jedno, drugie skrócenie żyłki i gdy tylko ryba w całości pokazuje się przy powierzchni, kolega szybko nagarnia ją podbierakiem.
Nie mogę uwierzyć, że ten hol zakończył się sukcesem. Gdy kolega szuka miarki abyśmy mogli zmierzyć mój okaz, ja odhaczam rybę znajdującą się w koszu podbieraka. Ale gdy tylko dotykam palcami haczyka, ten po prostu wypada. Co za fart. Miarka pokazuje 51 cm. Czyli nowa życiówka w tym gatunku. Szybka pamiątkowa fotka i umieszczam klenia na przelewie aby doszedł do siebie. Lecz jest w tak świetnej kondycji, że gdy tylko wyczuwa rzeczny prąd momentalnie wyrywa się z moich dłoni, kilka razy uderza płetwą ogonową i znika w głównym nurcie.
Klenia długości 51 cm wyholowałem na Odrze poniżej Wrocławia za pomocą zestawu składającego się z feedera długości 300 cm o ciężarze wyrzutowym do 60 gramów, żyłki głównej 0,20 mm, przyponu 0,14 mm i haczyka nr 14. Przynętą były dwa ziarna kukurydzy.